Rozmowa z Anną Wołek
Rozmowa z Anną Wołek – teatrologiem, tłumaczką, dziennikarką, znawcą i wielbicielką twórczości Mariana Hemara
Rozmowa przeprowadzona 4 X 2012 r., trzy dni przed premierą spektaklu „Hemar w chmurach. Kabaret” w reżyserii Piotra Machalicy
Mam przykrą wiadomość, dyrektor Piotr Machalica nie zaśpiewa Pani ulubionych „Słowików”…
Już to wiem, niestety… (śmiech)
Która z piosenek Mariana Hemara, oprócz oczywiście wspomnianych „Słowików” jest Pani najbliższa?
Bardzo lubię „Klementynę”. Hemar napisał ją dla Zosi Terne. także wzruszającą „Rozmowę z księżycem” napisaną dla Włady Majewskiej i wszystkie jego lwowskie piosenki jak np. „Chlib Kulikowski”.
Proszę opowiedzieć od czego rozpoczęła się Pani fascynacja twórczością Hemara?
Pisałam pracę o Teatrze w II Korpusie i wtedy wpadły mi w ręce stare nagrania Hemara. Bardzo mnie wzruszyły, ale tak naprawdę… zachwyciłam się nim dopiero, kiedy zaczęłam pracować w Radio Wolna Europa i zajęłam się porządkowaniem jego archiwum. Zachowały się tam taśmy z wszystkich kabaretów, które co tydzień w RWE prowadził. Włada Majewska, która była jego producentem radiowym wszystko to skrzętnie chowała i pewnego dnia poprosiła, abym się tym szczegółowo zajęła. I tak to się zaczęło… Zarchiwizowałam wszystkie kabarety. Zrobiłam kilkanaście programów do Wolnej Europy, które teraz znajdują się w archiwum Polskiego Radia.
W którym roku wyjechała Pani do Londynu?
W 1981. Zastał mnie tam stan wojenny. W lutym ‘82 roku zwrócił się do mnie z propozycją pracy - naczelny dyrektor Radia Wolna Europa, Zdzisław Najder..
Poznała Pani ludzi, którzy byli z Hamarem bardzo związani… Proszę o nich opowiedzieć.
Zaprzyjaźniłam się z Władą Majewską, dobrze znałam Henryka Vogelfändera czyli Tońcia ze słynnej audycji „Wesoła Lwowska Fala”, poznałam także Zosię Terne, która śpiewała w przedwojennych kabaretach Hemara w Warszawie, a potem w powojennym Londynie. Także Renatę Bogdańską (żonę gen. Andersa), która również często u Hemara występowała. Miałam szczęście poznać osobiście większość żyjących wówczas ludzi z bliskiego otoczenia Hemara.
Zapewne wielokrotnie rozmawialiście o Marianie Hemarze. Jak Oni go wspominali?
Wszyscy mówili, że był bardzo uroczym, sympatycznym i dowcipnym człowiekiem. Co jeszcze mówili? Mówili, że był fantastycznym kolegą, druhem, takim bratem łatą… Ale dopiero wtedy, kiedy się naprawdę zaprzyjaźn
Ale nie znosił chałturników i się z nich naśmiewał.
Hemar miał ambicję robić w Londynie profesjonalne przedstawienia, mimo że warunki ich przygotowania były trudne. Aktorzy w ciągu dnia pracowali, często fizycznie. Byli zmęczeni. Próby odbywały się w trudnych warunkach, często późno w nocy. Mimo to był Hemar nieubłagany. Już od początku prób żądał absolutnego posłuszeństwa. Jak wspomina jeden z jego przyjaciół, Juliusz Sakowski, "Hemar na próbach zachowywał się brutalnie: groził, krzyczał, szydził, załamywał ręce, kazał powtarzać niezliczoną ilość razy słowa i gesty "puszczone" lub niedociągnięte, dopóki przedstawienie nie zbliży sił do - nigdy w jego rozumieniu nieosiągalnej - doskonałości". Hemar miał absolutną świadomość, że teatr emigracyjny nie może nigdy osiągnąć poziomu, jaki pamiętał z przedwojennej Warszawy. Dlatego też irytowały go zachwyty pseudo-recenzentów i dziennikarzy emigracyjnych. Pisał o tym w znakomitym szkicu "Kij w mrowisko": "Bronił się przed szkodliwymi superlatywami, przed frazesem, który tumani publiczność obniża poziom, przewraca w głowie miernocie i rozzuchwala dyletantyzm i amatorszczyznę i stwarza fikcję czegoś, czego nie ma (...). Mam nadzieję, że nie ma na emigracji dobrego aktora, dobrego reżysera, ani też dobrego widza, którego ten stan rzeczy nie mierzi (...). Recenzje i krytyki są po to, by uświadamiać publiczności, czego powinna się domagać, czym kontentować; by nie przepuszczać lichocie, by osiągnięcia teatru klasyfikować według ich wartości". Napisał to ponad pół wieku temu, a jakże to w naszych czasach aktualne…
A jak Hemar znosił emigrację?
Wszyscy mówili, że szalenie tęsknił przede wszystkim za swoim ukochanym Lwowem… On przecież w dramatycznych okolicznościach opuścił Polskę…(…) Ze swoją matką po raz ostatni widział się we Lwowie, kiedy uciekał… Ona nie przeżyła wojny… Był ścigany specjalnym listem gończym za swoją piosenkę „Wąsik, ach ten wąsik”, którą wykonywał Ludwik Sempoliński ucharakteryzowany na Hitlera. (…) Kiedy wreszcie Hemar dotarł do Anglii, do Londynu, znalazł sobie niszę. Miał to szczęście, że nie musiał wykonywać innej pracy, tak jak jego wielu znajomych pisarzy, artystów. Mógł żyć z pisania. Ale myślę, że bardzo cierpiał…, to zresztą odzwierciedla się w jego twórczości powojennej.
Z Piotrem Machalicą spotkaliście się po raz pierwszy w Londynie podczas realizacji spektaklu „Hemar”?
W Polsce spotkaliśmy się tylko raz, przelotnie… Zaprzyjaźniliśmy się dopiero przy okazji realizacji „Hemara” w Londynie. Pomagałam wówczas Władzie Majewskiej, asystowałam jej i właściwie z wszystkimi wykonawcami byłam bardzo blisko… Oprócz Piotra w spektaklu grał m.in. jego brat Aleksander Machalica. Wszystkim nam zależało wówczas , żeby ten spektakl wypadł jak najlepiej. To był chyba ‘87 rok… Włada Majewska była pod wielkim urokiem Piotra, sama nie miała dzieci i jego traktowała jak syna. Lubiła mówić o Piotrze. Bardzo interesowała się tym co robi. Wdziałam się z nią trzy tygodnie przed jej śmiercią (umarła w 2010 r. w Londynie) i wówczas też o nim rozmawiałyśmy. Włada uważała, że jest niezwykle utalentowany i że świetnie rozumie ducha Hemara. Uważała, że: „gdyby Hemar znał Piotra (i mnie też), to by nas na pewno lubił”.
Na czym polega fenomen twórczości Hemara? Dlaczego wciąż kochamy jego piosenki?
Bo są ciągle aktualne… On pisał o rzeczach uniwersalnych. Jego nie interesowały żadne wydumane sprawy i problemy. Był bardzo emocjonalnym artystą, również w uczuciach …. I to nie było tylko tak, że on zdobywał damskie serca , ale też i cierpiał z powodu niespełnionej miłości . On pisze właśnie o tym, co bliskie jest każdemu człowiekowi, obojętnie czy mieszka w Warszawie, we Lwowie czy w Londynie. (…) Jeżeli chodzi o jego sztuki, to niektóre trochę się zestarzały (…) Ale jego teksty publicystyczne takie jak „Adolf Wielki” to przecież fantastyczne studium władzy i chorych ambicji… A „Marchewka” – felietony o polskich przywarach oparte na obserwacjach życia politycznego w wojennym Londynie, to przecież idealnie pasuje … do dzisiejszych czasów.
Którą z twarzy Hemara Pani ceni najbardziej? Poetę, dramaturga, autora piosenek?
Myślę, że autora piosenek i publicystę. Ale on przecież był także świetnym tłumaczem… Chyba najrzadziej wracam do jego sztuk. Jedynym dramatem, która przetrwał próbę czasu jest „Piękna Lucynda”, która do tej pory wystawiana jest na deskach polskich teatrów.Niektóre ze sztuk Hemara dzisiaj już „trącą myszką”. Myślę, że poetą i publicystą był genialnym. No i autorem piosenek, ale przecież te jego piosenki to… wiersze. Najwyższej próby poezja.
Dziękuję za rozmowę
(rozmawiała Ewa Oleś)