Polska prapremiera ukraińskiej sztuki w Częstochowie. Bohaterowie mierzą się z własną przeszłością
Przygotowania do wystawienia "Dziewiątego dnia księżycowego" rozpoczęły się w częstochowskim teatrze rok temu. Pandemia koronawirusa mocno w nich namieszała, termin pierwszego pokazu był kilka razy przekładany. Wreszcie wydarzenie dojdzie do skutku. Oficjalna premiera w sobotę, 6 marca.
Możliwość warunkowego wznowienia działalności Teatr im. Mickiewicza wykorzystuje w stu procentach. W lutym pokazał premierowo komedię „Cudowna terapia” w reżyserii Tomasza Mana, marzec otwiera zaś polską prapremierą ukraińskiej sztuki Ołeksandry Hromowej „Dziewiąty dzień księżyca”. Oba tytuły gotowe były jeszcze w ubiegłym roku, pandemia koronawirusa sprawiła, że musiały poczekać na to, by pokazać się publiczności. W przypadku prapremiery wyreżyserowanej przez Michała Zdunika (to jego pierwsza częstochowska realizacja) oczekiwanie trwało jednak znacznie dłużej.
W końcu udało się położyć kres wyczekiwaniu, bo tzw. premiera nauczycielska odbyła się w czwartek, 4 marca. Na piątek zaplanowano pokaz przedpremierowy, oficjalną prapremierę na sobotę, 6 marca, zaś niedzielny spektakl wpisuje się w obchody Dnia Kobiet. – Aż trudno uwierzyć, że się wreszcie udało. Była to długa droga. Od rozpoczęcia prób upłynął już rok – przyznaje młody reżyser.
Co ciekawe, pierwotnie Michał Zdunik miał zrealizować na częstochowskiej scenie zupełnie inny tytuł.
– Naszym pierwszym tropem były „Pradziady” według tekstu Wojciecha Kuczoka. Jednak ze względu na to, że Michał realizował już taki spektakl, pomyśleliśmy, że byłoby to trochę wtórne. Pojawiła się sztuka, która w pewien sposób rymowała się z tamtą historią i która także kryje w sobie ciekawą, rodzinną opowieść. Niestety, termin premiery musieliśmy kilkakrotnie przekładać. Dzięki temu udało się jednak dopieścić ten spektakl w każdym szczególe – wyjaśnia Magdalena Piekorz, dyrektor artystyczna teatru w Częstochowie.
– Cieszę się, że pani dyrektor znalazła ten tytuł. To fantastyczna literatura, ma w sobie coś z realizmu magicznego, coś wręcz niesamowitego, ale przy tym pogłębiony rys psychologiczny. Bohaterowie mierzą się przede wszystkim z własną przeszłością. Każdy z nich ma historię, którą musi przepracować. Są wątki kryminalny i metafizyczny, ale najważniejsze jest porządkowanie przeszłości. Tak, by móc prowadzić dalej świadome, nowe życie. Na tym się skupiliśmy i myślę, że wiele osób odnajdzie w tym przekazie siebie – dodaje Michał Zdunik.
Hromowa opowiada o współczesnej rodzinie z Kijowa. Tworzą ją Oleh, który utrzymuje bliskie relacje z byłą żoną Ołeną, ale też owdowiałą matką Hanną i jej przyjacielem Wiktorem. Zrównoważoną codzienność zakłóca przybycie Iryny, podającej się za wnuczkę zmarłego męża Hanny. Pod pachą trzyma ona prochy swojej babci, której ostatnią wolą było to, by spocząć obok ukochanego. Hanna w porywie szlachetności zgadza się umieścić urnę w grobie męża, ale na przeszkodzie staje biurokracja. Cmentarz jest zamknięty i chować na nim można tylko członków najbliższej rodziny, do których była żona już się nie zalicza. W końcu rodzina decyduje się na nielegalne zakopanie urny. I na tym historia mogłaby się zakończyć, gdyby nie dociekliwość Ołeny.
Oleha gościnnie gra Bartosz Buława (wcześniej występował w „Królowej Śniegu”, teraz debiutuje w dramatycznej roli i jest też asystentem reżysera). Ołeną jest Sylwia Oksiuta-Warmus, Hanną – Agata Ochota, Wiktorem – Antoni Rot, zaś Iryną – Hanna Zbryt. Aktorom udało się przemycić w tej realizacji sporo własnych pomysłów.
– Praca w teatrze jest wspólna, tylko odbywa się pod kierunkiem reżysera. Trzeba być więc otwartym, mieć wyczulony słuch na to, co proponują aktorzy, którzy są przecież współtwórcami spektaklu. Nie należy być autorytarnym, bowiem ich uwagi często są bardzo trafne – podkreśla reżyser „Dziewiątego dnia księżycowego”.
Teatr szykuje kolejną premierę na kwiecień
Nad ostatecznym kształtem „Dziewiątego dnia księżycowego” pracowali również Anna Adamek (scenografia), Aleksander Dębicz (muzyka), Aleksandra Harasimowicz (kostiumy) oraz Patrycja Polkowska (projekcje).
– Póki co gramy do 14 marca. Cieszymy się, że w tym czasie udało nam się zaprezentować już dwa premierowe tytuły. Różnią się one konwencją, językiem teatralnym, pomysłem. Adresowane są również do innych odbiorców. To dobrze, że na naszym afiszu pojawiają się po sobie tak różnorodne propozycje. A niedawno rozpoczęliśmy pracę nad kolejną premierą. Planujemy ją na połowę kwietnia. Oczywiście to założenia, które rzeczywistość dopiero zweryfikuje – mówi Robert Dorosławski, dyrektor naczelny Teatru im. Mickiewicza.
– To opowieść o baronowej jazzu, powstała na podstawie biograficznej książki córki głównej bohaterki. Scenariusz według tej opowieści napisał Paweł Szumiec, który jest również reżyserem spektaklu. Pannonica de Koenigswarter była postacią fascynującą. Arystokratka wywodząca się z Rothschildów, zostawiła rodzinę i została mecenaską muzyków jazzowych. Odeszła od męża i wiodła życie ćmy barowej. Bogate życie, bo zmarła pod koniec ubiegłego wieku. Ta prapremiera powstaje z miłości do jazzu, więc oczywiście muzyka zabrzmi na żywo. Na scenie występował będzie pianista – uchyla rąbka tajemnicy Robert Dorosławski.
Gazeta Wyborcza
Zuzanna Suliga