Aktualności

.

Kiedyś myślałam, że tylko śpiewanie, potem, że jedynie film, teraz powiem  „Nie tylko Teatr…".

 Marta Honzatko, aktorka Teatru im. Adama Mickiewicza,  jest laureatką Nagrody Prezydenta Częstochowy za całokształt twórczości artystycznej w dziedzinie teatru i filmu w 2020 roku.

Jak zareagowałaś na informację o przyznanej nagrodzie?

Bardzo ucieszyłam się, że dostrzegają mnie częstochowianie, że doceniana jest moja bytność w teatrze. To zawsze jest miłe, gdy dostaje się jakąś nagrodę. Zwłaszcza, gdy człowiek w ogóle się tego nie spodziewa.

Jesteś w Częstochowie od 2012 roku. Jak zmieniałaś się w tym czasie jako aktorka, dostałaś tutaj wiele szans?

Bardzo dużo. Teatr pozwolił mi rozwinąć się zarówno w rolach dramatycznych jak i projektach śpiewanych. Wystarczy wspomnieć „Wesołe miasteczko” w reż. André Hübnera-Ochodlo czy recital „Nie tylko kobieta…” w reż. Roberta Dorosławskiego. Dramatycznym, aktorskim sprawdzianem było z kolei zbudowanie postaci Katarzyny w „Nagle, zeszłego lata” w reż. Krzysztofa Knurka. Wcześniej były role w komediach i w moich ukochanych bajkach, które rozwijają warsztat i dają wiele możliwości do twórczej improwizacji. Uważam, że lepiej sobie tego nie można było ułożyć -  jestem usatysfakcjonowana zawodowo.

Długo dzieliłaś życie pomiędzy trzy miasta: Zieloną Górę, z której pochodzisz, rodzinny dla Twojego męża, Macieja Półtoraka, Kraków i Częstochowę, w której oboje pracujecie w teatrze. W którym momencie wybraliście Częstochowę?

Przez ciągłą rozłąkę z dziećmi i wyjazdy żadne z nas nie mogło do końca skupić się ani na pracy, ani na rodzinie. W końcu stwierdziliśmy, że dalej tak się nie da. Udało się zorganizować szkołę, przedszkole, dom i wreszcie zwolniliśmy tempo, a ja odetchnęłam z ulgą. Minęły już ponad dwa lata, odkąd mieszkamy w Częstochowie na stałe i rozwiązanie  to było najlepszą decyzją. Lubię to miasto - przypomina mi Zieloną Górę. Niemal wszędzie mogę dojść na piechotę, nie ma tak uciążliwych korków i tłoku. Mnie w dużym mieście żyje się po prostu źle.

Jak przeżyłaś okres przymusowej izolacji?

Wykorzystałam czas przede wszystkim do pogłębienia relacji z dziećmi i do kontaktu z samą sobą. Uświadomiłam sobie, co jest najważniejsze w moim życiu, za czym tęsknię i czego tak naprawdę potrzebuję.

Co zrozumiałaś?

Że dla mnie absolutnym priorytetem jest rodzina. Byłam szczęśliwa, że mogę być z chłopakami i spędzać z nimi czas. Zajęłam się naszym ogrodem, domem, swoją głową - bo czasem, jak sezon zawodowy był bardzo intensywny, to przestawałam słuchać siebie i wtedy było źle. Wiem, że dostałam szansę, aby pobyć ze sobą i przez chwilę się zatrzymać. 

W jaki sposób zajęłaś się sobą?

Wyciszyłam się i uspokoiłam. Kompletnie nie miałam potrzeby obecności w sieci. Jedyna rzecz, w jaką się zaangażowałam w Internecie, to był hot16challenge2. Wtedy napisałam tekst, który pokazywał kawałek mnie i tego, co działo się z naszą rodziną podczas zamknięcia. Wyciągnęłam z tej bardzo trudnej dla wszystkich sytuacji wszystko, co najlepsze i uświadomiłam sobie, że nie jestem pesymistką. Okazało się, że mam w sobie tyle optymizmu, nadziei i pozytywnego myślenia, że aż się sama zdziwiłam.

W trakcie odosobnienia wróciłaś do filmu?

Do współpracy zaprosiła mnie i Maćka krakowska Fundacja ARTCHATA. Elżbieta Borkowska, założycielka fundacji, jest malarką, wykładowczynią, autorką tekstów i spektakli. Napisała dwa scenariusze, które w zamierzeniu miały mieć charakter teatralny. Ze względu na pandemię zmieniły się zasady realizacji i trzeba było to wszystko przekształcić na filmy. Reżyserem był Wojciech Klimala, którego wiele lat temu poznałam na planie Czarnego czwartku *. On wtedy zaczynał swoją karierę, był klapserem i dopiero myślał o reżyserii. Teraz jest już wziętym reżyserem. Nasz kontakt odnowił się kilka lat temu przy okazji festiwalu filmowego w Krakowie i zaprosiliśmy go do zespołu realizatorów.

O czym opowiadają te filmy?

Pierwszy dotyczy tradycji kolacji szabasowych - co się zmieniło przez wieki, a tak naprawdę co przetrwało bez zmian. Ciekawa była forma projektu. Każdą z kolacji zaczynały Żydówki, które pilnowały prawidłowego przebiegu uroczystości. My, aktorzy, w ogóle nie mieliśmy tekstu. W scenach zmieniały się okoliczności i dekoracje historyczne. Chwilami graliśmy na dużych zbliżeniach wprost do kamery, aby widz miał wrażenie, że to wszystko jest kierowane tylko do niego. Takie art kino. Drugi obraz to bardzo symboliczna i traumatyczna historia o powojennych relacjach między ludźmi. Ja zagrałam postać kobiety nienawidzącej Żydów, a nieświadomej swoich żydowskich korzeni. W obsadzie byli wspaniali aktorzy, m.in. Ewa Dałkowska i Andrzej Róg. Zdjęcia do obu filmów powstały na Kazimierzu, w tamtejszych knajpkach, na cmentarzu żydowskim, a także w synagodze. Premiera będzie jesienią w Izraelu. Projekcje mają być przeprowadzone na ścianie ogromnego wieżowca i w Internecie. A z ARTCHATĄ zapowiadają się  kolejne projekty, mogę zdradzić, że jeden z nich dotyczy Marca Chagalla, którego zagra Maciek.

Będąc w Częstochowie również włączasz się w rozmaite inicjatywy nie tylko w teatrze?

Tak, współpracuję z częstochowskim Zakładem Gospodarki Mieszkaniowej,  który, oprócz tego, że zajmuje się infrastrukturą  mieszkaniową, podejmuje też ciekawe działania artystyczne i społeczne. Razem zrealizowaliśmy wiele projektów muzycznych.

Która ze sztuk pociąga Cię teraz najbardziej: teatr, film czy muzyka?

Przez ostatnie lata świadomie odpuściłam film. Chciałam skupić się na dzieciach, uważałam, że nie miałam wystarczającej odporności psychicznej ani siły, aby rzucić się w wir świata filmowego. Teraz chciałabym powrócić przed kamerę, tym bardziej, że po ostatniej realizacji przypomniałam sobie, jakie to jest fajne i jak bardzo to lubię. Nie potrafię wybrać jednej ze sztuk. Kiedyś myślałam, że tylko śpiewanie, potem, że jedynie film i absolutnie nigdy teatr. Teraz wiem, że sztuka aktorska jest wszechstronna, pojemna i nie ma co się zarzekać. Na dodatek nie mam już takiego „parcia na szkło”, takiego ciśnienia, aby robić medialną karierę. Myślę, że otwiera się przede mną nowa przestrzeń, czuję to i mam zamiar wykorzystać ten moment.

Dziękuję za rozmowę.

*”Czarny Czwartek. Janek Wiśniewski padł

Reżyseria: Antoni Krauze, polski film fabularny, premiera 25 lutego 2011 r.

Film dostał m.in. nagrodę Orzeł 2012’. Marta Honzatko wystąpiła w roli Stefanii Drywy.

 

 

 

Elżbieta Borkowska- absolwentka Wydziału Konserwacji Królewskiej Wyższej Szkoły Sztuk Wyzwolonych w Sztokholmie (doktorat z konserwacji ikon) oraz filologii szwedzkiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od dzieciństwa zafascynowana sztuką ikonopisarstwa- do dzisiaj tworzy ikony według najstarszych prawideł sztuki, a tym zniszczonym przywraca dawny blask. Uprawia również malarstwo olejne, akrylowe, akwarele. Brała udział w kilkudziesięciu wystawach zbiorowych i indywidualnych w Polsce i za granicą, a jej prace można znaleźć w kolekcjach europejskich, amerykańskich i azjatyckich koneserów sztuki.

Poza tym jest wokalistką jazzową i bluesową występującą z wieloma znanymi muzykami, autorką tekstów, spektakli muzyczno- teatralnych, festiwali sztuk różnych.  Prowadzi Dom Pracy Twórczej „Artchata”. Na stałe mieszka w Krakowie, swoje ulubione ikony tworzy jednak w Bieszczadach, w starej, etnograficznej połemkowskiej chałupie.

Od sześciu lat zgłębia nową technikę malarską- technikę, której jeszcze nie zdążyła nazwać, a polegającą na przebarwianiu starych desek pigmentem zasadowym w spoiwie winnym i trawieniu kwasem azotowym. Nowe ikony-„ widma w drewnie zamknione” ozdabiają już wiele domów prywatnych, kościołów i cerkwi.