"Idiota" Igora Gorzkowskiego to wykrojona z wielkiej powieści Dostojewskiego miniatura, jeden błysk, pojedynczy refleks. Poezja w świetnym wydaniu.
Na scenie nie ma ani nory Rogożyna, ani salonu Nastazji Filipowny. Co więcej, nie ma większości wcale nie drugorzędnych postaci z Dosto-jewskiego, bo zostali sprowadzeni do funkcji obserwatorów, a ich rolę przydzielono nam, widzom. Zostaje tylko czwórka bohaterów - Myszkin, Nastazja, Aglaja oraz Rogożyn - i to wystarczy, by zagrać. Nie wszystko oczywiście, ale to, co w "Idiocie" naprawdę ważne.
Igor Gorzkowski jak niegdyś Andrzej Wajda w "Nastazji Filipownej" ustawia aktorów najbliżej publiczności Są w wąskim pasażu zamkniętym dwiema parami drzwi Do tego ledwie kilka prostych krzeseł, zwyczajny stół. My po obu stronach umownej przestrzeni. Reżyser i autor adaptacji zdejmuje bowiem z powieści całą jej rodzajowość, skupiając się na międzyludzkich relacjach i szukaniu w nich tego, co archetypiczne. W swym scenariuszu wyrywa z "Idioty" poszczególne sceny albo ich strzępy, znajdując czasem jedno zdanie albo urwany gest. Tworzy spektakl na wzór emocjonalnej siatki napięć łączącej postaci, mniej zależy mu nawet na opowiedzeniu fabuły. Dlatego jego przedstawienia nie należy traktować jako pełnoprawnej scenicznej wersji arcydzieła Dostojewskiego, lecz jako poetycką impresję na nim ufundowaną, nieoczywistą wariację na temat.
Myszkinem jest Agata Buzek. A mimo to Gorzkowski nie powtarza znanej z teatru sytuacji, kiedy kobieta gra mężczyznę albo aktorka na naszych oczach wciela się w męską rolę, ubiera się w kostium bohatera, wkłada na swoją jego twarz. Agata Buzek gra Myszkina poza płciami. Jej książę jest bytem od pici niezależnym, konglomeratem cech składających się na wielkie dobro. Człowiekiem. To prawda, że cierpi na tym erotyczne napięcie między Myszkinem a Nastazja, ale Buzek potrafi zarysować jego ślad ledwie kilkoma gestami W tym "Idiocie" bardziej liczy się wygaszenie pragnień, odwzorowanie figury odbicia Chrystusa, mocno zakorzenione u Dostojewskiego. A Buzek gra to przejmująco.
Świetna jest także Magdalena Czerwińska w roli Nastazji Władcza, energiczna, a jednak w każdej chwili eksponująca własną niezgodę na świat i na siebie. Mocna, szeroko grana rola - doskonały kontrapunkt dla ściszonej partnerki/ra. I dla Eryka Lubosa, który gra Rogożyna oszczędnie, na przygaszonych emocjach, niejako wbrew swym dotychczasowym teatralnym doświadczeniom i fizycznym warunkom. Joanna Osyda jako Agłaja ociepla zaś obraz przedstawienia, wnosi do niego uśmiech, nie boi się chwilami bawić konwencją salonowej komedii. I to też bardzo dobrze się sprawdza.
Myszkin dostaje od Gorzkowskiego alter ego w postaci tancerza Marka Kakareki. Pomysł jest prosty - pokazać gestem i ciałem jego emocje, określić tak to, co słowami nazwać trudno. Bywa to efektowne, ale nie wiem, czy w tym szlachetnym i ascetycznym widowisku jest konieczne. Stanowi bowiem siłą rzeczy podpórkę dla działań aktorów, a oni - bez wyjątku znakomici - takich podpórek nie potrzebują. Crają prawie wszystko. Także to czyni miniaturę Gorzkowskiego frapującą. Drugiego takiego przedstawienia nie tylko w warszawskim repertuarze nie znajdziecie.